1. Mama dba o to, żeby były przygotowane na wszelkie możliwe katastrofy. 

(Po angielsku/po hiszpańsku/po węgiersku)

Mama dba o to, żeby były przygotowane na wszelkie możliwe katastrofy. Przy śniadaniu, gdy Laura i Sara jedzą Cheerios, czyta na głos nagłówki z The Tulsa World. Dziewczynki milczą, ale tak naprawdę nie słuchają. Wiedzą tylko, że gdzieś zawsze wydarza się jakaś katastrofa. Poza tornadami są trzęsienia ziemi, wypadki samolotów i wojny. Jest też epidemia AIDS, choć nie wiedzą, co to znaczy AIDS. Wiedzą tylko, że trzeba często myć ręce.

W kąpieli mama czyta im artykuły z Good Housekeeping. Nigdy nie bierze prysznica, bo, jak mówi, widziała kiedyś film, w którym główna bohaterka została zamordowana pod prysznicem, i wszędzie była krew. Lubi, jak córki dotrzymują jej towarzystwa, kiedy siedzi w wannie.

Czasem opowiada historie rodzinne. Zawsze opowiada o sąsiedzie, który dostał szału, zastrzelił całą swoją rodzinę i ukrył się na dużym drzewie u siebie na podwórku. Tata dziewczynek był wtedy w Stillwater, prowadził warsztaty. Mama wzięła jego strzelbę i była gotowa zrobić wszystko, by obronić dzieci. Kazała Laurze schować się pod łóżkiem i nie wychodzić, choćby nie wiem co, i siedzieć zupełnie cicho. Choćby nie wiem co, powtarza, i za każdym razem w tym miejscu łamie jej się głos.

Sara była jeszcze mała i trzeba ją było trzymać na rękach. Ale, choć jeszcze niemowlę, czuła, że dzieje się coś złego, bo przez cały czas płakała, bez ani chwili przerwy. Aż przypominały się opowieści o tym, jak podczas Holokaustu kobiety musiały dusić własne dzieci, żeby nie odkryto ich kryjówek.

Laura i Sara wiedzą, że Holokaust był dawno, bez żadnego powodu zamordowano wtedy Żydów i wrzucono do dużego dołu wykopanego w lesie.

Mama trzymała zawodzącą Sarę na ręku; w drugiej ręce trzymała broń. Przyjechała już policja i dom sąsiada został otoczony. Wiedziały o tym z telewizji, bo co prawda jego dom dosłownie graniczył z ich podwórkiem, mama wiedziała, że trzeba trzymać się z dala od okien, bo przez okno może wlecieć kula. Szaleniec strzelał i strzelał, postrzelił nawet jednego z sąsiadów, który przyszedł pomóc policji.

Gdy mama opowiada tę historię, w tym miejscu zawsze robi pauzę i mierzy słuchaczy wzrokiem.

Ale ten, którego trafiła kula, lubił żuć tytoń. I traf chciał, że w tamtym momencie akurat miał tytoń w ustach. Kula weszła przez policzek pod takim kątem – mama demonstruje na swoim policzku, używając palca wskazującego jako pistoletu – ale nie przeszła do gardła i nie spowodowała śmierci, bo utknęła w tytoniu!

Wszystkich zawsze bawi ta część opowieści, czego dziewczynki nie rozumieją, bo przecież wiedzą, że tytoń też zabija, czyli to nie było jakieś niezwykłe zwycięstwo nad śmiercią. Poza tym ciągle widują tego sąsiada, jak siedzi u siebie na werandzie i pluje czarną śliną do wiadra – chudy, obdarty, z tą ohydną blizną na twarzy.

Laura nie cierpi całej tej historii. Nie pamięta tego, że ukrywała się pod łóżkiem, sama jedna, ale tak często o tym słyszała, że umie to sobie dokładnie wyobrazić, aż czasem nawet jej się to śni: Sara krąży gdzieś w górze, płacze, a ona nie może jej dosięgnąć.

Ten sąsiad wariat na koniec sam się zastrzelił i potem umarł.

Czasem mama wkrawa im do Cheerios banany, ale często rozpraszają je te najróżniejsze katastrofy i banany dalej leżą na blacie, aż robią się brązowe i miękkie, wtedy wkłada je do zamrażarki. Zapasy mrożonych brązowych bananów rosną, dopóki tata nie zajrzy do zamrażarki i nie wyrzuci wszystkich za jednym zamachem.